piątek, 18 września 2015

Przez Mordor na drogę

Od dziecka człowiek jest fanem czterech kółek. Na początku jest to wózek prowadzony przez rodziców, później nadchodzi okres samodzielnego poruszania się na kończynach dolnych, następnie rower i w większości przypadków ostatecznym punktem jest samochód. Rozpoczęcie kursu, pierwsza jazda, "zimny łokieć", wiatr we włosach... Istna rozkosz ! Jednak w rzeczywistości nie jest to takie proste. Dodatkowe zajęcia przysparzające stresu, zabierające tony wolnego czasu są dla jednych zbawieniem, dla innych piekłem na Ziemi. Kiedy przebrniesz przez trzydziestogodzinne morze zajęć praktycznych z instruktorem i myślisz, że zostały same przyjemności, uświadamiasz sobie, iż apokalipsa dopiero się rozpoczyna.

Danie główne: egzamin teoretyczny. Osoba zmierzająca na pierwszy sąd ostateczny podchodzi do niego z uśmiechem na twarzy, dopóki nie przekroczy bram Mordoru. ZORD, WORD, MORD, czy Bóg wie jaka jeszcze inna nazwa, zależąca od województwa w jakim mieszkasz, przyprawia o mdłości. Cały zapał, motywacja, szczęście jakie ci towarzyszy pęknie jak bańka mydlana, gdy zobaczysz postury twych "pobratymców".  Ból, cierpienie, przerażenie, łzy to tylko niektóre z obrazów malujących się na twarzy każdego z nich. Kojarzysz uczucie, kiedy chcesz skądś uciec, ale nie możesz ? Jeżeli nie, to swój pierwszy raz przeżyjesz właśnie w budynku jednego z Ośrodków Ruchu Drogowego, który na końcu podróży będziesz chciał spalić. Powracając do teorii. Egzamin, jak egzamin, łut szczęścia. Albo dostaniesz łatwe pytania, albo zostaniesz skonfundowany przez wspaniałomyślność ich twórców. Loteria.

Jeżeli myślisz, że danie główne przysporzyło ci dużo problemów gastrycznych, to poczekaj na deser. Egzamin praktyczny jest wisienką na torcie. Mimo, że na jazdach z instruktorem czujesz się jak arystokrata szos (chociaż tak naprawdę jesteś dopiero ikrą w ławicy kierowców) i tak twoje prawdopodobieństwo zdania zależy od egzaminatora, na którego trafisz oraz umiejętności radzenia sobie ze stresem. Oczywiście, gdy doszukasz się błędów w ocenie twojej jazdy przez kata, zawsze możesz, pójść do kierownika na skargę. Tylko zanim odwiedzisz mistrza Yodę ośrodka, upewnij się, iż jest on w stu procentach kompetentnym i zdolnym do rozmowy człowiekiem oraz czy masz na tyle wysoki budżet, aby odpokutować karę za wymaganie sprawiedliwości. 

Czy warto "robić" prawo jazdy? Cały post wskazuje na negatywną odpowiedź. Nic bardziej mylnego. Mimo, że cały proceder nie jest warty horrendalnych kosztów, ani ilości prolaktyny, jaka zostanie wyprodukowana przez twoje ciało, moja odpowiedź brzmi tak. Dla wygody, satysfakcji, kolejnego kroku do niezależności. Pamiętaj, że bezpośrednio po kursie nie możesz nazwać się profesjonalistą, gdyż on tylko uczy cię podstaw. Prawdziwa jazda zaczyna się dopiero po odebraniu prostokątnego kawałka plastiku. I nie zawsze jest taka prosta, jakby się wydawało...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz